Mamy
grudzień, więc przyszedł czas na kolejną recenzję. W którymś
momencie zaświtał mi nawet ambitny pomysł, by do stycznia
zrecenzować wszystko co w tym 2016 roku i wcześniejszych latach
przeczytałam. Szybko jednak z tego zrezygnowałam, gdyż nie umiem
pisać masówki, więc nie ma sensu bym tworzyła w pośpiechu, jakby
to była praca na akord.
Tego
grudniowego dnia, gdzie do świąt zostało nieco ponad tydzień,
zamierzam wam nieco przybliżyć opowieść, w której, z tego co
pamiętam, i rozdział o świętach oraz sylwestrze się znajdzie.
Plusem
opowieści jest sam tytuł, który przyciąga uwagę, a przynajmniej
moją przyciągnął na tyle, że postanowiłam zajrzeć i pozostałam
na dłużej. Sami powinniście przyznać, że „Wysypisko marzeń”
brzmi nietypowo, ciekawie, że wzbudza zainteresowanie i wydaje się
być czymś na miarę oksymoronu. Marzenia to w końcu coś co chcemy
spełniać, chcemy by się ziściły, są dla nas ważne. Natomiast
na wysypisko trafiają wszelkiego rodzaju rupiecie, rzeczy, które są
już nam zbędne, które nic dla nas nie znaczą. O czym jest więc
„Wysypisko marzeń” autorstwa Kailii? Myślę, że trudno będzie
mi ubrać w słowa tak obszerną tematykę.
Opowiadanie,
albo raczej powieść, bo z racji na obszerność jest to już moim
zdaniem amatorska powieść, a nie króciutkie opowiadanko, jest o
życiu i porusza jego wiele aspektów. Bohaterka imieniem Katarzyna,
prowadzi nas, podobnie zresztą jak Patryk ze „Świata Niemiłości”,
zarówno po dzielnicach biedy jak i osiedlach pełnych przesytu i
bogactwa. To czyni opowieść różnorodną, niezamykającą się na
społeczeństwie stojącym na jednym i tym samym stopniu drabiny
społecznej. Wszyscy jednak pragną tego samego, wszyscy chcą
więcej, bo mają marzenia, które wcześniej lub później, przez
wybory i poczynania ich samych lub ich bliskich, lądują nie gdzie
indziej, jak właśnie na wysypisku pragnień zapomnianych.
Sama
główna bohaterka zapomina o swoim najważniejszym w życiu celu,
jakim jest odnalezienie winnych śmierci jej ojca. Kati, bo tak
skracają jej imię inni bohaterowie opowiadania, zdaję się być z
dnia na dzień coraz bardziej pochłaniana przez dziwną relację,
która zaczyna ją łączyć z pracodawcą – Jakubem Smogowskim.
Kuba ma nietypowy zawód i tak naprawdę nie jest to w opowiadaniu
żadną tajemnicą. Czytelnik bowiem od samego początku ma podstawy
twierdzić, iż do czynienia ma z najprawdziwszym gangsterem.
Dorosły
gangster i zagubiona nastolatka, to nie jest przepis na idealną
miłość, ale ich związek może być kluczem do rozwikłania
zagadki z przeszłości. Jest więc w tym opowiadaniu to co lubię
najbardziej, czyli nieprosty i niebanalny romans, jakaś tajemnica
sprzed lat i sceny wyrwane z najprawdziwszego kryminału i filmu
akcji. To zmiksowane razem i podane niczym zemsta na zimno, tworzy
nierozłączną całość, pełną sekretów, niedomówień,
ciekawych dialogów i niejednoznacznych bohaterów.
Tak,
bohaterowie to z pewnością jedna z pozytywnych cech tego
opowiadania. Myślę, że jest to jeden z większych plusów. Nie są
oni papierowi, nie są tworzeni na ideały, czasami błyszczą jakąś
mądrością i konstruktywnym planem na tle pozostałych, a innymi
razy ich głupota sprowadza na samo dno i zmusza nas, czytelników,
do tego byśmy ich potępiali. Bo czy da się przyklasnąć zemście,
handlu narkotykami, kradzieżom samochodów? Czy da się zrozumieć
młodą kobietę, która sama, na własne życzenie, brnie w ten
świat? Pewnie nie, ale poczytać o tym można i zapewniam, że
lektura będzie ciekawa, nieprzewidywalna, wzbudzająca wiele
skrajnych emocji, a przecież o to chodzi, by opowiedzieć jakąś
historie w taki sposób, by czytelnikowi nie była ona obojętna.
Mnie
historia Kasi nie była obojętna. Ja nią żyłam przez wiele
miesięcy. Trafiłam na blog, gdzie była prowadzona, raczej późno,
ale w chwili, gdy jeszcze nie była ukończona. Pamiętam, że
siedziałam jak na szpilkach i niemal codziennie zaglądałam na
dobrze znany mi adres, by sprawdzić czy czasami nie pojawił się
kolejny rozdział. Taka moja opinia jest chyba najlepszą reklamą
„Wysypiska marzeń”, bo czy o blogowym opowiadaniu można
powiedzieć coś lepszego, niż to, że nie można się było
doczekać każdej kolejnej części?
Na
koniec dodam, że na stronie znajdziecie ciekawe obrazki, zdjęcia
bohaterów i pasujące do rozdziału cytaty. Autorka, choć sama nie
jest już bardzo aktywna w blogsferze, nie zapomniała o tym
opowiadaniu i co jakiś czas publikuje dodatki, zupełnie tak, jakby
miała zamiar kiedyś tę opowieść poprawić i je w nią wpleść.
Nie zapomina też o swoich czytelnikach, potrafi odpowiedzieć na ich
komentarze, podjąć z nimi rozmowę. Muszę was jednak ostrzec, że
w opowiadaniu jest sporo literówek oraz że wplecione są w nie
sceny zwane +18, czyli te ze sfery „brutalne i erotyczne”. Jednak
jeśli komuś to nie przeszkadza, to ja z mojej strony gorąco
polecam „Wysypisko marzeń”.
Właśnie
teraz sobie uświadomiłam, że zapomniałam napisać o negatywnych
stronach powieści, przez co wyszło tak, jakbym się wypowiadała o
niej w samych superlatywach. Drobnym negatywem moim zdaniem jest
zakończenie, jak na moje było strasznie naciągane. Większą wadą
jest jednak pominięcie tych wątków, które z początku wydawały
się być ważne i istotne, spłycenie roli niektórych bohaterów na
rzecz innych bohaterów. Moim zdaniem dało się to jakoś pogodzić
i zrównoważyć. Pomimo tego wszystkiego jednak opowiadanie i tak
uważam za taką „moją perełkę”, bo czytałam je naprawdę z
ogromną przyjemnością.
Opis
oraz link do „Wysypiska marzeń” możecie znaleźć tutaj:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz